Śmierć. Śmierć. Śmierć. Śmierć. Śmierć. Śmierć. Śmierć. Śmierć. Śmierć. Chcę umrzeć. Nie mam siły o tym mówić. Jestem inna, jestem wariatką, psychopatką, jestem nienormalna. Nie mam siły mówić dlaczego chcę.
Już wcześniej próbowałam. To było żałosne. Poszłam w pewne miejsce byleby nie być w domu. Połknęłam 80 tabletek. Wiedziałam, że to stanowczo za mało, ale dzień wcześniej byłam cholernie zdeterminowana. Mama wozi mnie do szkoły. Powiedziałam, że mam projekt z samego rana i, że pójdę na nogach, ale ona mnie zawiozła. Pod szkołą zaczekałam aż odjedzie i zawróciłam. Nic się nie działo po wzięciu, więc wróciłam. Lekko się bałam, że będzie bolało. Przyznałam się przyjaciółce. Następnego dnia miałam straszne mdłości i tak przez kolejny dzień.
Drugi raz. Tak samo zwiałam spod szkoły, tylko bez tekstu o projekcie. Postanowiłam, że zrobię to w domu. Wiedziałam, że mi się nie uda, a mimo wszystko kilkanaście dni wcześciej miałam całą szkołę w dupie. Śmiałam się, że będą cierpieć. Ohhhh jak ja chce nie żyć, nie być, nie czuć. Błaaagam. W domu po tym jak mama wyjechała wzięłam żyletki z maszynek, które wyjęłam dzień wcześniej. Śmierć. Chciałam podciąć sobie żyły i tętnicę i wszystko. Ostatecznie zrobiłam kilka marnych kresek i teraz muszę blizny ukrywać. Nie zapomnę jednego widoku. Jedno z pocięć było dość głębokie. Długo nie zachodziło krwią. W środku były takie małe żyłki. Fioletowe, niebieskie, zielone. To mogły być nerwy. Ja zamiast przeciąć którąś z nich otrząsałam się z teg widoku. Zaszło krwią i już tego nie zrobiłam.
Nazywam te próby: próbami osobistymi. Tylko ja o nich wiem. Tylko ja wiem, że 2 latek zrobiłby sobie większą krzywdę.
Chciałabym skoczyć z wysokości. Ale skąd? U mnie w mieście nic nie ma, a nie zapytam o wejście do bloku któregoś z mieszkańców. Musiałbym pojechać do większego miasta. Nie odważę się pojechać autobusem.
Marzę o śmierci. Pragnę tego jak nic. Chcę. Tego nie da się wyrazić słowami. Potrzebuję tego. Błagam, nie wiem co zrobić. Chcę umrzeć.
Dzisiaj znowu się obżarłam. Czułam kamienie w żołądku. Wyrzuty sumienia. Wieczorem zrobiłam jakieś tam bidne ćwiczenia. Brzuch wzdęty, większy, jakbym wróciła do punktu wyjścia. Bo wróciłam.
Dzień 8
Zupa gulaszowa - 424 kcal
Razem: 424 kcal
Nie wiem co mam robić. Wszystko mnie przerasta. WSZYTSKO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz