Przyznaję, dzisiaj była rozpusta. Lecz bywało gorzej. Poddałam się słodyczom, które przywiózł ojciec z pracy. Sam obiad był przepysznyyy. Nie jadłam tyle godzin aż w ustach poznałam ten smak kurczaka. Smak ostrych przypraw na moim języku. Postanowiłam jeść jak najdłużej. Zawsze lubiłam jeść i w wolnym czasie...no jadłam. Nie dziwię się więc, że tak się zapuściłam. Myślałam, że muszę mieć coś od życia skoro już jest tak do dupy. Jednak kurde wiedziałam, że satysfakcja chudnięcia jest bardziej warta. Inni będą postrzegać mnie jako osobę, która o siebie dba.
Nie jem w szkole, ciekawe czy ktokolwiek (poza koleżanką, z którą spędzam większość czasu) zdaje sobie z tego sprawę. Nigdy nie widzieli mnie jak cokolwiek jadłam. Może myślą, że chodzę na obiady bo faktycznie przez całą 1 klasę tak było. Potem nie jadłam nic, ale strasznie nawalał mnie brzuch. Znacie to ssanie w żołądku? Jadłam, więc w szkole jeden posiłek pomiędzy od śniadania do obiadu po szkole. Trwało to jakoś 2 tygodnie. Nie chciało mi się robić 2 śniadania ani nie chciałam wydawać pieniędzy na miliony kalorii. Bo tylko takie rzeczy można znaleść u nas w sklepiku szkolnym. Słodycze, a poza tym pizzerka (kalorie) i bułka (jakże przepyszna! Piszę bo jestem głodna) z toną masła (również kalorie).
Zdążyłam się przyzwyczaić do głodu. Jakoś tak. Wczoraj jak nie jadłam cały dzień to prawie nic nie czułam. Tylko pojedyńcza wiadomość, że jestem głodna. Żadnego ssania w żołądku!
Boję się jutra bo zawsze są giigant obiady. Cóż..zero śniadania i kolacji, a jakoś to będzie. Moim plusem jest to, że kilka lat temu odstawiłam chipsy bo byłam CHOLERNIE gruba. Tak sama z siebie. Przestałam je kupować i tyle. Już nie pamiętam jak smakują i nie chce tego wiedzieć bo wrócę do nałogu. Tak byłam od nich uzależniona. Był taki moment, że niemal codziennie sama szłam do sklepiku na osiedlu i kupowałam dużą paczkę chipsów. Pamiętam jak w dzieciństwie (do 5 kl) kupowałyśmy z przyjaciólkami chipsy, jakiś napój typu cola i tona, ale naprawdę tona lizaków i gum. Moje obydwie przyjaciółki były po prostu grubymi świniami. I dalej są. Hyhy, a ja nie. Zresztą już się z nimi nie zadaję choć przyjaźniłyśmy się ok. 6 lat. Smutna sprawa, ale tak miało być. Z jedną z nich specjalnie zapisałam się do jednej klasy do gim, a teraz nie odzywamy się do siebie żadnym słowem, ale to moja wina. Wolałam siedzieć przed popieprzonym komputerem. Ona (była przyjaciółka) jest moją jedną z motywacji. Pokażę jej, że potrafię. Niech będzie zazdrosna. Wiem, że to boli, ale chcę dla niej dobrze. Niech zadba o swoją figurę.. Cały czas widzę jak zerka na mnie...może tęskni bo ja tak. Może to tylko moja wyobraźnia. Może patrzy przez okno, albo na kogoś za mną.
Moje motywacje:
- Koleżanki i wszyscy inni ludzie.
- Blog, żeby pokazać, że umiem i zachęcić was do walki.
- Muzyka i zdjęcia.
- Mój brat bo ćwiczy i jest szczupły i pewnie chciałby mieć chudą siostrę. On wie, że miałam styczność z pro aną i chce żeby uwierzył, że moje odchudzanie to nie tylko zbędne gadanie (ale rymowanie).
- Własna satysfakcja z chudnięcia.
Moje wymiary na totalnym głodzie:
Waga: 55.1 kg.
Brzuch (wys. pępka): 82 cm.
Udo: 58 cm.
Pupa: 94 cm.
Talia: 75 cm.
Ramię: 32 cm.
Dzień 2 (nie mogę się doczekać dnia w stylu 895 xd):
Obiad:
-Kurczak z serem żółtym - 287 kcal
- Ryż z warzywami - 120 kcal
Przekąski:
- Knoppers - 137 kcal
- Knoppers - 137 kcal
Razem: 681 kcal
Być chuda jak modelka, być chuda jak w gazecie, być chuda jak ta lala, być chuda jak aktorka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz